O zmianach…

Tak czasem się zastanawiam, dlaczego łatwiej pójść „przeciw” niż „z”? Myślę że każdy bez wątpienia zacznie szukać usprawiedliwienia lub, co gorsza, mnóstwa wszelkich wymówek typu, bo to on, bo to ona, bo to oni… I tak łatwo przejśc do trafnej diagnozy, że łatwiej zmieniać świat, niż samego siebie. Czy taka powinna być droga, szczególnie kogoś kto mówi z dumą: jam Chrystusa!!! (To też nie powinno być biczem dla przeciwnych, że należąc do Chrystusa już nie mogą mi się zdarzyć błędy, pomyłki itp.) Jeśli naprawdę zależy mi na życiu z Nim, to innej drogi nie ma od ważnego wezwania: Nawracaj się!!!! To znaczy w oparciu o drogowskazy, które pokazuje nam Jezus zacznij przemianę życia od punktu, który jest w TOBIE. NIE INACZEJ!!! Boli, prawda??? Jednak ten ból nie ma za zadanie ranić, a leczyć. Jak? Wystarczy aspiryna? Coś na sposób tego. To znaczy? Miłosierdzie. By dać działać Miłosierdziu nie wystarczy otworzyć serca, tu trzeba naszego wewnętrznego wstrząsu, uderzenia. Pozwolić poczuć ból mojego wnętrza, które nie tylko jest pokryte kurzem, nie tylko zarosło, ale co gorsza nadmiernie napompowało się przez moje bezkrytyczne ego. Jeśli pozwolę Bogu ten balon przebić, to będzie początek nowego. I choć nie wszystko stanie się natychmiast, od razu, to ważne jest by zaraz się nie poddać. Nowe potrzebuje czasu, tak jak stare, które przecież przez lata narosło.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *