Południowe spotkanie z CANTATE

W niedzielę 25 stycznia gościliśmy w naszym kościele chór CANTATE z Pawłowa pod batutą pani Gabrieli Grytner. W czasie koncertu chór zaprezentował 9 kolęd w języku polskim, niemieckim i łaciną. Koncert był przeplatany tekstami o radości Bożego Narodzenia oraz kolędami w wykonaniu wszystkich obecnych. Było to niezwykłe spotkanie, które bez wątpienia było czasem wzajemnego ubogacenia i przeżycia jeszcze raz tych chwil niezwykłych jakie wnosi w nasze życie czas świąteczny. Po występie zaprosiliśmy chórzystów na naszą salę wiejską, gdzie Panie przygotowały poczęstunek i ciepłą kawę. Pragnę z całego serca na ręce Pani Gabrieli podziękować za przybycie do naszej małej wspólnoty z tak niezwykłym repertuarem.  Dziękuję wszystkim obecnym w czasie koncertu przybyłym z Bernacic, Babic i miejscowym z Dziećmarowa. Dziękuję Paniom za przepyszne wypieki, którymi mogliśmy częstować tak miłych gości oraz Paniom i Panom za przygotowanie przyjęcia i Sali. Dziękuję za wspólnie spędzony czas. Oby takich chwil jedności było jak najwięcej.

Czytaj dalej  »

Sylwestrowe wspomnienia

Jak się bawić to do białego rana. I właśnie o taką atmosferę w ten jedyny i niepowtarzalny wieczór sylwestrowy chodzi. Wiadomo ile nas jest tyle różnych pragnień płynie z serc naszych. Jednak jest coś, co zawsze łączy nawet pokolenia – to muzyka, to ruch, to radość, to zabawa. I tym razem jak mniemam nie zabrakło wytrwałych i choć czasem stopy wołały już przerwa to parkiet został rozgrzany do czerwoności. Co za ruch, brawo pierwszej parze – no jak to, kto???? Jeszcze macie wątpliwości. Poloneza czas zacząć Panie Sołtysie!!!

Czytaj dalej  »

Joannici

Powstanie zakonu. Zakon joannitów (zwanych też szpitalnikami, a od 1530 r. kawalerami maltańskimi), powstał jeszcze przed pierwszą krucjatą. Jego początki wiążą się ze szpitalem św. Jana Chrzciciela założonym przez mieszczan z włoskiego miasteczka Amalfi. Przy szpitalu szybko powstało nieformalne bractwo zakonne pod wodzą legendarnego Gerarda. W czasie pierwszej krucjaty szpital założony w Syrii okazał się bardzo przydatną instytucją, zaś istniejące przy nim bractwo przekształciło się pod wodzą Rajmunda de Puy w zakon rycerski, który w 1113 r. został oficjalnie zaakceptowany przez papieża Paschalisa II. Zakon joannitów miał od początku charakter międzynarodowy i przyjmowano do niego wszystkich szlachetnie urodzonych rycerzy katolickich bez względu na ich narodowość. Wilhelm z Tyru jako pierwszego patrona joannitów opisuje św. Jana Jałmużnika (św. Jan Jałmużnik w VI w. odrestaurował kościół pw. św. Jana Chrzciciela, nazywany od tej pory kościołem św. Jana Jałmużnika, a znajdujący się na terenie nadanym później joannitom). Źródła wskazują jednak, że patronem zakonu od początku był św. Jan Chrzciciel. Joannici w Polsce. Na ziemie polskie joannici zostali sprowadzeni przez księcia Henryka Sandomierskiego, który przed 1166 r. nadał im Zagość (woj. świętokrzyskie) z kilkoma wsiami. Najprężniej zakon rozwijał się na Śląsku, gdzie joannici, popierani przez biskupa wrocławskiego Zyrosława II (1170–98), założyli w latach 80. XII w. komandorie w Tyńcu nad Ślężą, Strzegomiu, Łosiowie, Piławie, Bardzie oraz w należących do nich Grobnikach k. Głubczyc, a później Makowie (1221).

Czytaj dalej  »

Korzenie bożonarodzeniowej szopki

Jaka jest historia samej szopki bożonarodzeniowej? Gdzie możemy szukać korzeni tego pięknego, świątecznego zwyczaju, ukazującego narodziny Syna Bożego?
Otóż korzeni szopki bożonarodzeniowej doszukać się możemy już w roku 330 n.e. Wtedy to właśnie cesarzowa Helena poleciła, by w znajdującej się w Betlejem grocie, wybudować marmurowy żłóbek, który miał upamiętniać narodziny Syna Bożego, Jezusa Chrystusa. Pomysł ten przypadł do gustu świętemu Hieronimowi i to właśnie w myśl jego pomysłu powzięto inscenizować narodzin Syna Bożego.
W kilka lat później, mniej więcej około 397 roku, grota wybudowana z polecenia cesarzowej Heleny przebudowana została na stajenkę, w której to umieszczone zostały rzeźby Świętej Rodziny oraz towarzyszących im pastuszków. Warto dodać, iż wrażenia naturalności ówczesnej szopce nadawały pasące się tuż obok, żywe zwierzęta. Tak przedstawiona szopka bożonarodzeniowa szybko zyskała na popularności. Za sprawą odwiedzających ją pielgrzymów, ten piękny zwyczaj szybko dotarł, aż do samego Rzymu, gdzie spotkał się z tak entuzjastycznym przyjęciem, iż podobną szopkę postanowiono ustawiać w bazylice Matki Bożej Większej, w której to, podczas nocy Wigilijnej, Mszę Święta celebrował sam ówczesny Papież. Niemniej za samego twórcę bożonarodzeniowej szopki powszechnie uznany jest święty Franciszek z Asyżu, który to poczynił istotne zmiany w kształcie dotychczasowej szopki wigilijnej.

Czytaj dalej  »

Bezinteresowność, wierność, przywiązanie, szacunek, dobroć…

Zawsze ogromne wzruszenie wywołuje we mnie film „Pora umierać”. Ilekroć do niego wracam czuję wciąż to samo. Nie smutek przed tym, co nie uniknione – śmierć, bo naiwnym jest sądzić, że ziemi jesteśmy przeznaczeni na wieki. Raczej żal za tymi, których kocham. Choć wierzę, że ten odcinek rozłąki jest tylko chwilą. Ból, płacz, niemoc – ciekawe, że te emocje silnie pokazane są w oczach wiernej psiny Filomeny. Czy nas już nie stać na przebłysk tych doświadczeń? Bez wątpienia, stać i to wciąż jednakowo mocno. Wszystko jednak zależy od tego, na co stawiamy w drugim człowieku. Niestety nadmierne parcie na to, co tu i teraz, często jawi się nam zasłoną, która serce ogranicza. Staję się wyrachowaniem, bezczelnym po trupach biegiem za tym, co i w nas przemija. To niestety zamyka na siłę tego, co wewnątrz. Dlatego myślę, że w filmie została zawarta, ta siła w wiernej psinie. Bezinteresowność, wierność, przywiązanie, szacunek, dobroć… to prawdziwie otwiera człowieka z mocą na właściwą sensu drogę. To gwarancja mojej i twojej wieczności. Tylko pytanie na koniec, czy pragnę uniesienia w Bogu? Czy spaść w bezdenną przepaść szatańskiej nicości?

Czytaj dalej  »

Za każdym razem zwycięża życie – Non Omnis Moriar

Jakie to niezwykłe wybija jedenasta, czas płynie. Wszechogarniająca cisza. I cisza ma wiele nam do powiedzenia. W ciszy lepiej słyszeć Boga, lepiej słyszeć siebie. Za każdym razem zwycięża życie. „Nie wszystek umieram…” Bo czym jest życie? To spotkanie, obecność – Boga, człowieka. Czy jesteśmy w stanie tak naprawdę rzetelnie ocenić ten jak bardzo drogocenny dar? Nie, nie powinniśmy oceniać, to nie nasze zadanie. Na tej drodze możemy niechcąco przegapić jego istotę. Możemy nie usłyszeć, do czego nas woła. Prawdą naszego życia jest Słowo, bez którego nic by się nie stało, co się stało. I Ono w pełni ukazuje nam drogę. Ono jest mapą naszej drogi. „Bóg sam wystarczy”. To nie fałszywa nuta, ale symfonia prowadząca nas w stronę prawdy o nas samych. Jeśli staramy się, choć w pewnej części za Nim podążać, nie wolno mam stać obojętnie wobec tych, co wokół nas. Samotni pośród tłumu umierają w wielkim cierpieniu, bez największego daru, daru miłości. Czasem potrzeba tak nie wiele, usłyszeć, by być słyszanym. Nie bać się, że miłość czasem boli! Ważnym jest to, że nie umiera. Pozostaje.

Czytaj dalej  »

Ks. kardynał Wyszyński: „zapukał strach do drzwi, otworzyła mu odwaga i nikogo tam nie było”

Pozwolę sobie od trudnej strony to rozważanie rozpocząć. Co ta za trud? Ile może znieść człowiek swego doświadczenia życia? No właśnie ile? Zapewne odpowiemy TRUDNO POWIEDZIEĆ. A ja powiem wcale nie!!! Przecież każdy z nas wie co lub kto jest fundamentem jego życia. Każdy wie co jest pokarmem jego codzienności. Każdy wie co jest istotą jego życia. Oczywiście możemy się czasem pogubić wśród reklam otaczającego nas świata i nie raz poważnie sie poparzyć lub jak kto woli przejechać. Ale czy nie jest słynną zasada lub myślą złotą „na błędach się uczymy”. Niestety jest jeden problem, by umiejętnie rozpoznać błąd trzeba wiedzieć co jest prawdą wokół mnie. Dla człowieka wiary tą kotwicą prawdy jest Chrystus, wystarczy posłuchać Jego wezwania „Ja Jestem Prawdą”. Ta prawda nie działa na zasadzie lustra, bo wiemy dziś jeszcze bardziej, że odbicie może kształtować na własne potrzeby – chirurgia, kosmetyka działa cuda. Tu prawdy trzeba szukać w Jego Sercu. Zakotwiczyć swoje życie w Jego Sercu, zatopić swoje troski w Jego Sercu i pozwolić, a to już jest pewna trudność za św. Pawłem wołać „żyję ja, lecz już nie ja, bo żyje we mnie Chrystus”. I tu zaczyna się przygoda na miarę skoku z bangee!!! Kto by się tego nie bał, ale warto podjąć to ryzyko dla życia, jego pełni. To ryzyko bez strat, a wręcz przeciwnie pomag kształtować nasz hart ducha, siłę życia, w trudnościah walczyć do końca, unosić ból jak atlas. Powiesz mżonki. Tak dpóki nie dasz się wciągnąć, porawać właśnie JEMU. To jak z drzewem, z domem, świątynią… bez dobrego fundamemtu wszystko runie. I na koniec klasyk ks. kardynał Wyszyński „zapukał strach do drzwi, otworzyła mu odwaga i nikogo tam nie było”.

Czytaj dalej  »